Zbigniew Toborek, kielecki poeta, z zawodu logopeda (r. 1956) wydał ostatnio dwie bardzo przejmujące książki poetyckie. Pierwsza to „Dzieci Pana Boga” będąca poetycką refleksją jego spotkań z dziećmi niepełnosprawnymi umysłowo. Wiersze pisane są prostym językiem, ale pełnym zrozumienia i miłości. Z chęci pokazania czytelnikom innego świata, jego problemów, a największym z nich jest nasza obojętność i brak serca. Nie ma w nich ani grama fałszywej litości, użalania się nad losem, jest tylko dana nam rzeczywistość, w której musimy się odnaleźć dając innym miłość. Dzięki tym utworom poznajemy nowych ludzi, takich samych jak my, choć czasem bardziej doświadczonych przez los, nieprzystosowanych, ale potrafiących dać radość i umiejącym cieszyć się z życia. Wszyscy bowiem w jakimś sensie jesteśmy „dziećmi Pana Boga”.
Zbigniew Toborek, z zawodu pedagog, a przy tym poeta, we wczesnej młodości uległ wypadkowi, po niefortunnym skoku do wody doznał urazu kręgosłupa. O konsekwencjach tego skoku mówią wiersze zamieszczone w zbiorze „Skazany na heroizm”. Ten wypadek rozdzielił jego życie na dwie połowy, dotychczasowe, beztroskie raczej dzieciństwo wiejskiego chłopca, nie pozbawione przecież zmartwień, ale także pełne magii i czaru oraz życie po wypadku, pełne bólu i cierpienia i walki o normalne życie, mimo urazu. Już sam wypadek był strasznym szokiem dla młodego, piętnastoletniego chłopca, bowiem po utracie przytomności:
Leciałem blisko nieba
wydawało mi się że widziałem Pana Boga
Wróciłem z umarłych
(Widziałem Pana Boga)
Na szpitalnym łóżku dokonuje się u bohatera tych wierszy proces powtórnych narodzin, niemal dosłowny, ponieważ jego ciało zmieniło się: „zostałem tetraplegikiem i tak miało zostać do końca” – pisze z pełną samoświadomością. Wówczas nie rozumiał, co się stało, czemu nie może chodzić, czy to jakaś kara za grzechy, ale przecież czuł się całkowicie niewinny, ponieważ nie uczynił nikomu nic złego. „Rodziłem się powoli do nieznanego życia / nagi bezbronny jak niemowlę”, pisze autor i jest w tym cała prawda nieszczęścia, jakie go spotkało i późniejszych heroicznych wysiłków powrotu do w miarę normalnego życia, nauki i pracy.:
Powiedziano że jak przeżyję
będę kadłub leżący kadłub
konsylium lekarskie podjęło decyzję
nieodwołalną
nie było żadnych dyskusji
nie pomogły prośby ani próba przekupstwa
ze względów ideologicznych lekarze byli nieugięci
wyrok zapadł
(Przeznaczenie)
A jednak, mimo arbitralnego, medycznego wyroku, pacjent nie poddał się okrutnemu wyrokowi i niemalże cudem, ale przede wszystkim wytrwałością i determinacją w ćwiczeniach osiągnął bardzo wiele, możliwość chodzenia i pracy. Oczywiście, jego sposób poruszania różni się od tego, jak czynią to ludzie całkowicie zdrowi, ale nie jest też przykuty do łóżka. Pracuje z dziećmi niepełnosprawnymi, a to zajęcie jest dla niego źródłem satysfakcji.
W tym samym wierszu „Przeznaczenie”, poeta pisze:
Życie albo śmierć
wybór jednoznaczny łatwy do przewidzenia
wybrałem życie
pozostałem wierny swojemu przeznaczeniu
per aspera ad astra
jedyna droga rysowała się jasno
poszedłem…
nie wiedziałem na co się decyduję
A była to prawdziwa droga przez mękę. Wystarczy wspomnieć, że opieka szpitalna pozostawiała wiele do życzenia. Choremu dziecku podawano obiad do łóżka, ale przecież był sparaliżowany, nie mógł samodzielnie jeść. Jednak nikt z personelu szpitalnego go nie karmił, nikomu nie przyszło to do głowy? lekarz nie wydał odpowiedniego polecenia? Trudne do pojęcia. A jednak zdarzają się takie zaniedbania, przykre jest tylko to, ze najczęściej wobec dzieci, które nie potrafią, nie umieją się upomnieć, w dodatku sparaliżowane nieszczęściem, chorobą. W nocy nie dbano o to, że chory ma swoje potrzeby fizjologiczne: „leżałem we własnym kale po uszy”. Na szczęście psychika broniła się w ten sposób, że świat oglądany wydawał się filmem.
Byłem ja i choroba
i nic więcej nikt więcej
oglądałem film
grałem główną rolę (…)
dziś scena z karmieniem
zaraz przyjdzie Mama
przyniesie rosół
kochana Mama
Wizyty Mamy było istotne nie tylko z powodu dodawania otuchy, ale przede wszystkim dlatego, że mały pacjent mógł się wreszcie najeść do syta.
Różne też były reakcje otoczenia na chorobę: oto najlepszy przyjaciel, rówieśnik, zdradził, może się przestraszył, ale tylko raz odwiedził chorego. Wujek, zawodowy kierowca, płakał jak dziecko. Również pierwsza dziewczyna okazała się obojętna, natomiast złożyła wizytę najpiękniejsza dziewczyna w klasie, obiekt westchnień wszystkich chłopców. Ojciec zniknął, jakby się obraził, że syn przysparza kłopotów, miał go za głupca.
Jednak wola walki, chęć życia były bardzo silne:
Na łóżku zamontowano uchwyty
abym mógł siadać
rzecz niełatwa
zważywszy na paraliż nóg rąk
i dziesięć kilogramów gipsu na szyi i tułowiu
Nauczyłem się szybko
instynkt życia był silny
wyrywałem się do świata
jak ptak do pierwszego lotu (…)
przestrzeń szpitalnej sali czekała na zdobycie
szykowałem się do podróży
na Mount Everest
(Podróż na Mount Everest)
Oczywiście Mount Everest jest tu metaforą powrotu do zdrowia, co wówczas wydało się zdarzeniem niemożliwym ze względu na bezlitosną diagnozę lekarską skazującą chorego na leżenie w łóżku do końca życia. Banalny spacer zaś po szpitalnej sali urastał w wyobraźni chłopca do wspinaczki na niebotyczny szczyt Himalajów.
No i najważniejsze wydarzenie:
Uczyłem się chodzić
po raz drugi
to bardzo trudne
wszystko po raz drugi jest trudniejsze
wiem o tym
uczyłem się również mówić dwa razy(…)
najważniejszy jest pierwszy krok pierwszy oddech
(Nauka chodzenia)
Nieraz Autor podkreśla w swoich wierszach, że to właśnie młody wiek, a nawet przynależna mu przekora i bunt, pozwoliły na odzyskanie (oczywiście, w pewnym sensie) zdrowia i umiejętności samodzielnego poruszania się. Oto bowiem…
lekarz oprowadzający studentów
pokazał mój przypadek –
odkrył mnie nagiego i powiedział
że nigdy nie będę chodził
pomylił się
ale kto wie czy to nie dzięki niemu
właśnie chodzę
(OIOM)
Jednocześnie w tym nastoletnim chłopcu budziło się jakieś poczucie solidarności i wspólnoty losu. Najpierw patrzył na nieszczęśników
Tych co nie chodzą nie siedzą
nie potrafią sami jeść i sikają pod siebie
To ofiary wypadków, takich właśnie, jaki przytrafił się Autorowi. A przecież całkiem niedawno byli inni, młodzi, piękni, wysportowani
Którzy porywali dziewczęta jednym jasnym spojrzeniem
a teraz nikt na nich nie chce patrzeć (…)
więc z tego szpitala uciekłem
bo brzydziłem się śmierci (…)
która ma zapach kału moczu i potu (…)
to nie był mój świat
moje przeznaczenie
mój los
nie zgadzałem się na taką niesprawiedliwość
stchórzyłem teraz wstydzę się
przepraszam…
Poczucie solidarności z innymi chorymi, ofiarami wypadków rodzi się dopiero później, jako refleksja człowieka dojrzałego, który dostrzega pewną wspólnotę losów, solidarność z innymi, współczucie. Wtedy dominowała chęć ucieczki, obrzydzenie wobec choroby, pragnienie powrotu do świata ludzi zdrowych, do normalności. Bardzo to głęboka i poruszająca refleksja człowieka świadomego kruchości istnienia.
Po leczeniu w szpitalu nastąpił powrót do domu, ale jakże smutny. Nikt się nie cieszył, nie witał radośnie.
Odtąd z samotnością byłem za pan brat
zaprzyjaźniłem się
zostałem skazany na samego siebie
(Powrót do domu)
Dopiero teraz bohater tych wierszy zrozumiał, że to była obojętność wobec jego cierpienia. Tym bardziej bolesna, że pochodząca od najbliższych.
Te wiersze pisane są przez dorosłego mężczyznę, który robi coś w rodzaju bilansu swojego życia. Spogląda z perspektywy czasu na siebie nastoletniego, ciężko chorego po wypadku i zastanawia się, jak udało mu się przezwyciężyć kalectwo, pomimo wszystko ułożyć sobie normalne życie. Analizuje swój los z dociekliwością naukowca i czułością poety. Jest z siebie dumny, ale równocześnie widzi ogrom cierpienia, jakiego doznał tamten nastolatek, widzi jego determinację, wolę życia i na swój sposób go podziwia.
Nie wiem jak przeżyłem
nie rozumiem choć próbowałem
to nie do pojęcia
na chłopski rozum powinienem zwariować
popełnić samobójstwo po raz drugi skoczyć do wody
wszystko było przeciwko
umierałem w piekle samotności
traciłem nadzieję i wiarę
a potrzebowałem tylko słowa pocieszenia
ziarenka zrozumienia łyka otuchy
i nie było mi dane (…)
(Zmowa)
To opuszczenie przez najbliższych jest najbardziej bolesne, gorsze od szpitalnych cierpień i bolesnych zabiegów medycznych. Poczucie sieroctwa. Obojętność doznana ze strony osób najbliższych, rodziny, matki, ojca, sióstr, tego się nie zapomina do końca życia. Ratunkiem okazała się być miłość dziewczyny. Zakończyła się ona raczej smutno
Nieszczęśliwe uczucie zdradzone
kiedy dorosłość zapukała do drzwi
ale wtedy byłem już silny
Powyższy cytat pochodzi z wiersza „Gwiazdozbiór szczęścia”, który to tekst jest bardzo ważny w całej książce. To jakby słup graniczny, słup milowy. Poświęcony jest pierwszej miłości, która dala bohaterowi siłę przetrwania:
Była to najważniejsza miłość tamtego czasu
jedyna miłość innego człowieka do mnie
okoliczność ratująca życie dająca nadzieję
Wiersz ten w przejmujący sposób uświadamia nam obiegową prawdę, głoszoną niemal we wszystkich popularnych piosenkach, że człowiek nie umie i nie może żyć bez miłości drugiego człowieka. Na co dzień o tym nie pamiętamy, w kołowrocie obowiązków zapominamy o tej podstawowej prawdzie, tak zbanalizowanej, niemal ośmieszonej poprzez wielokrotne, bezmyślne powtarzanie. Dopiero postawieni w ekstremalnej sytuacji, wobec choroby czy śmierci, dostrzegamy wagę tej prawdy. Pojmujemy jej istotę. Miłość jest niezbędna do życia, do szczęścia, do tworzenia.
Co dała naszemu bohaterowi ta miłość:
Więc zawdzięczam jej tę miarę rzeczy
co dało podwaliny pod mój stoicyzm
połączony z odrobiną tragizmu Hioba
Pisze to człowiek dojrzały, patrzący na swoje życie i swoją tragedię z perspektywy czasu. Kiedy już wygasły emocje, rozpacz się „ustabilizowała”, próbujący na chłodno, racjonalnie ocenić swoje życie, dokonujący bilansu. Przecież każdy z nas, czy zdrowy czy chory, co jakiś czas próbuje sporządzić taki właśnie bilans dotychczasowego życia…
Dalej autor pisze:
Światopogląd który pozwolił na względnie normalne życie
nastolatkowi po ciężkim wypadku
z nieprzewidywalnymi skutkami
przekraczającymi wyobraźnię
utratą najbliższych i przyjaciół
a wszystko niewytłumaczalne wciąż nie wiadomo dlaczego
stratą do dziś brzemienną
skazującą na heroizm
który tak czy owak zakończy się klęską
W części drugiej zbioru autor opisuje swoją codzienność, zmaganie się z życiem, ze słabościami ciała. Ale znajdziemy tu także wiersz, który można śmiało nazwać optymistycznym. Jest to niewątpliwie także przesłanie do wszystkich ludzi nieszczęśliwych. Wiersz pod tytułem „Zwyciężyłem” zaczyna się od słów:
Przechytrzyłem Los
wziąłem z życia co chciałem
na nic nie bacząc.
W czym tkwi tajemnica sukcesu chorego, opuszczonego, jeszcze dziecka na progu dorosłości?
pokochałem siebie
małego chudego kulawego chłopca
który do niczego się nie nadawał
nie uwierzyłem światu
nie dałem się przekonać
uwierzyłem w siebie
w swoją szczęśliwą gwiazdę
zwyciężyłem
Właściwie tu moglibyśmy zakończyć nasze rozważania, na happy endzie, ale nie jest to takie proste, jak w bajce lub noweli telewizyjnej, ponieważ trzeba dodać, że to zwycięstwo zostało okupione wieloma cierpieniami. Za to Autorowi i bohaterowi tych wierszy równocześnie, należy się szacunek i podziw. Za przezwyciężenie tylu życiowych trudności i przeciwieństw i za to, że umiał to oddać w pięknych, poetyckich słowach.
Bowiem ten zbiór wierszy jest napisany bardzo pięknie i prosto. Autor nie nadużywa wielkich słów, ani środków poetyckich, tylko tyle, ile to jest konieczne. Zostały tylko te słowa, które są potrzebne i niezbędne. Dlatego jest to poezja dojrzała artystycznie.
O swoim życiu pisze z męską powściągliwością, choć nie obojętnie, jest mocno zaangażowany w nieszczęsnego chłopca, jakim był niegdyś. Dzięki temu, czytelnik jest cały czas po stronie nastolatka i pragnie mu pomóc, choćby myślą i pragnieniem. Ten chłopiec jest wciąż obecny w psychice Autora, dorosłego mężczyzny, który w wierszach dokonuje bolesnego bilansu swojego życia. Bilans życiowy wypada dodatnio, jednak okupiony został olbrzymim wysiłkiem, zarówno fizycznym, jak i umysłowym oraz emocjonalnym. Głównymi pomocnikami w tej walce były: miłość i wiara w siebie. Najpierw miłość dziewczyny o imieniu Ilona, a potem miłość do siebie i chęć oraz wiara w zwycięstwo. Nawet dziś, ta miłość do małego, nieszczęśliwego chłopca jest w wierszach obecna. Bo w wierszach Zbigniewa Toborka, czas jakby się zatrzymał, wszystkie zdarzenia dzięki Poezji są przeżywane na nowo, trwają. Tak dzieje się, kiedy człowiek mocno przeżywa, kiedy emocje nie pozwalają zapomnieć o przeszłości. Zresztą przeszłość nadal jest obecna w życiu poety, bo pewne niedoskonałości fizyczne zostały na trwałe i nie pozwalają zapomnieć o przeszłości.
Otrzymaliśmy więc bardzo dojrzałą, męską poezję o walce człowieka z Losem, kalectwem i chorobą, a także z obojętnością ludzi, często najbliższych.
Wiersze te zawierają metafizyczne i filozoficzne refleksje na temat: czym jest życie człowieka, jaki jest jego sens, po co żyjemy? Miłość i chęć życia, wiara w siebie, oto czynniki, jakie pomagały w tej walce. Zwycięskiej walce.
…………………………………………………………………………………………………………
Zbigniew Toborek Dzieci Pana Boga, Kielce 2014, ss.78
Zbigniew Toborek Uczę się chodzić, Kielce 2014, ss. 114