Dziennik przemijania

Z poezją Bogusława Olczaka zetknąłem się przed laty na portalu piszemy.pl, gdzie występował pod Nickiem Bodek. Pisał wówczas wiersze baśniowe, pełne fantazji i zaczarowanych krain. Jakież było moje zdumienie, kiedy zacząłem czytać jego zbiór wierszy zatytułowany „Obrastam dniami”. Gdzież się podziały dawne krainy legend i czarów. W poezji Bogusława Olczaka liczy się konkret i codzienność sam podmiot liryczny „obrasta dniami jak pomnik mchem”.

Rzeczywistość, jaka przejawia się w tych wierszach, jest raczej szara i smutna. Może tylko wspomnienie z dzieciństwa, zaklęte w starej fotografii, która wypadła z Biblii matki jest bardziej radosne i obiecujące:

na zdjęciu niesforne blond loki
dołeczki w policzkach
ufne spojrzenie niebieskich oczu
duma rozpierająca mikre ciało

patrz mamo ujeżdżam kucyka
poszarzała rzeczywistość
pokryła siateczką zmarszczek
jestem zakładką modlitewnika
milionami odcisków jej palców
(wypadłem z biblii mojej matki)

Bardzo to wzruszający utwór, metaforycznie ukazujący miłość matki. Jednak z „niesfornych blond loków” autora niewiele pozostało, za to ciało nie jest już mikre i Bodek przypomina trochę zapaśnika niż wychuchanego romantycznego poetę. Natomiast pomnik na pierwszej stronie okładki rzeczywiście obrasta mchem jak poeta dniami. Utwór ten uświadamia nam, że sami sobie nie zdajemy sprawy, jaką rolę odgrywają nasze podobizny, kim jesteśmy dla innych osób?

Przykra rzeczywistość objawia się także na polskiej wsi, która dosłownie – umiera. W wierszu „kieszenie pełne kulek na mole” autor opisuje sielską i swojską wioskę, w której mieszkają tylko starzy ludzie. I chociaż:

dzwonią bańki na mleko
psy obszczekują poranek
kogut na gnijącym płocie
chrypi na swojską nutę (…)

w szafach wiszą
odświętne garnitury
w komórkach na opał
stoją gotowe trumny

W następnym wierszu pod tytułem „tylko gwiazdy świecą tam dawniej” autor pisze:

była wieś i byli ludzie
słychać było śmiech i pieśni
teraz tylko zapomniany świerszcz
gra przy zrujnowanym kominie

Następnie wracamy do miasta, czyli do stolicy. Poeta w wierszu „pierwsza niedziela czerwca” opowiada swój dzień:

otwieram rano facebooka
sprawdzam pocztę na tlenie
wyskakuje kolorowy tytuł
Elvis Presley żyje we Wrocławiu (…)

Olczak-obrastam-dniamiNadchodzi kolej na wiadomości polityczne: „brudy wywlekane z różnych / sejfów i piwnic zastanawiam się / co z sumieniem”. Taka właśnie jest nasza rzeczywistość postkomunistyczna oraz brudne wojny międzypartyjne. Poeta czytając te wiadomości zastanawia się:

czy zalać je litrem wódki
potem szczelnie zamknąć
odstawić w ciepłe miejsce
odwrócić się czy wyjść w miasto.

A jakież jest to miasto:

ruszamy co świt
ku termitierom ze stali i szkła
noga za nogą i koło w koło
(my, dzieci Mordoru)

Oczywiście, wszyscy prowadzeni jesteśmy na „kolorowych smyczach” komórkowych telefonów.

Tymczasem:

nad biurowcami neony
mamią światłem szare ćmy
zniewalają obietnicami jutra

wyciśnięte cytryny
wywożą nocą za miasto

odstawić w ciepłe miejsce
odwrócić się czy wyjść w miasto
(ślepa ścieżka)

Widać z tych wierszy umęczenie i udręczenie współczesnego człowieka, niewolnika korporacji i technologii. A jeszcze do tego dochodzi ideologia i polityczna poprawność. Jednak poeta jest absolutnie buntowniczo nastawiony, więc:

na spacerniaku za murami uprzedzeń
pulsuje ostrzegawczo żółcią
każdemu potencjalnemu wrogowi

noszę fioletowe ślady po ukamienowaniu
słowami za odmienność
(krytyczny stopień zasilania)

Ze stolicy poeta wybiera się w konkretne miejsce, mianowicie do Krasińca, gdzie „z daleko widać nieoddychający komin / obwieszony przekaźnikami radiowymi”.

Obserwujemy pustą, rozpadającą się cukrownię, która teraz mogłaby zagrać w filmie. Nie widać młodzieży, natomiast przed sklepem zebrani mężczyźni piją wino.

kiedyś tętniło tu życie
zagłębie pszenno-buraczane
polski cukier krzepi głosiły hasła
ostatnie łuszczy się na murze

byliśmy już drugą Japonią i Irlandią
może czas na normalną Polskę
(Krasiniec obumierające wspomnienie)

Ale czy to możliwe, jeśli w wierszu „na wiejskiej” czytamy:

widzę grecki teatr i maski
dziwacznych mutantów
wypinają kusząco pośladki
całując się w nie nawzajem

patrzą mi w oczy
albo jesteś z nami albo
drugiej opcji nie ma
umarli zasypiają ostatni

Po tych refleksjach politycznych czytamy cykl wierszy poświęcony ludziom „nawiedzonym”, artystom nieszczęśliwym i biednym, samobójcom. Znane to już literatury tematy, jednak Olczak potrafi mówić o nich w sposób odkrywczy, czasem lekko ironiczny, jak w wierszu „ucieczka w głąb siebie”. Jak podsumowanie refleksji o ludzkim losie, Olczak zamieszcza następnie wiersze miłosne. Ich prostota, bezpretensjonalność i zwyczajność, a nawet rzekłbym codzienność, zgodne są z przesłaniem całego tomu, dają czytelnikowi czas na oddech i westchnienie ulgi.

A na zakończenie wracamy do początku i znów udajemy się do pracy:

w nocy wiercę się w obszernym łóżku
budzę sąsiadów trzaskając drzwiami
rano nie czekam w kolejce do łazienki
piję lurowatą kawę

kłócę się zajadle z psem
by nie wyjść z wprawy
spieszę na szóstą do pracy
i wracam późno

by nie czuć.

Trudno o większe oskarżenie naszej rzeczywistości.

W sumie można powiedzieć, że poezję Bogusława Olczak dobrze się czyta, nawiązuje ona trochę do poetyki Nowej Fali, kiedy interweniuje w świat polityki, ale wnosi swój oryginalny rys do pejzażu współczesnej poezji.


Bogusław Olczak, Obrastam dniami, Autorskie Galerie Sztuki, Warszawa 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *