(O twórczości poetyckiej Jana Stanisława Kiczora, odcinek czwarty)
Ostatnie dekady historii Polski to czas gwałtownych przełomów politycznych i transformacji ustrojowej. Toczy się zażarta walka polityczna i w przeszłości nie obyło się bez tzw. „wyciągania brudów”.
Boję się, obserwując zanikanie świata
Gdy marnieje szlachetność, sens zwykłego słowa,
Gdzie wielkość się rozkłada w płaskich dylematach,
A „nowe jutro” budzi w przypadkowych głowach.Boję się wiadomości, że odszedł znów Człowiek,
Zabierając i ze mnie pewną nieuchwytność,
A z mroków zęby szczerzy gotowa opowieść,
Ze nie wszystko tam było, tak jak być „powinno”.Boję się tych podpiętych pod chwałę nagrobka,
Go już dawno przeczuli, cenili i znali,
Także tych którzy dotąd schowani w opłotkach
Celnością swoich krytyk muszą się pochwalić.Kiedy hucpa, orwellizm, wkracza w nas przebojem,
Myśl zbacza na manowce. Tego też się boję.
(Przenikanie)
Ten obraz jako żywo przypomina niesławną „wojnę na górze” i inne zawirowania w polskim życiu politycznym, kiedy to w czasie walki o władzę nasi politycy i towarzyszący im publicyści, zapominali o zasadach fair play. Nieraz byliśmy świadkami gorszących scen, zarówno w telewizji, jak i w parlamencie. Znany też jest typ polityka, który „zawsze wiedział”, jak potoczy się przyszłość, tylko nikt wcześniej o nim nie słyszał. Paleta znanych z Historii wad polskich: gołosłowność, pycha, obrażanie przeciwników, epitety, naginanie prawdy… można by długo wymieniać. Zdarzało się także, że kiedy umierał Ktoś Ważny, pojawiali się nagle, wcześniej nie znani nikomu, zarówno „przyjaciele”, jak i „wrogowie”, którzy nagle postanowili grzać się w świetle cudzej sławy.
Zapewne chodzi też o coś zupełnie innego, a mianowicie, krytykowanie wybitnych ludzi po ich śmierci, jak to miało miejsce w przypadku Szymborskiej czy Miłosza, kiedy pojawili się różni, również domorośli „odbrązawiacze”, wcześniej, jak to ładnie ujął JSK, „schowani w opłotkach”. Otóż to, nie mam nic przeciwko wolnej myśli i krytyce, w ramach dobrego wychowania, ale wyskakiwanie z sensacjami na pogrzebie, to już nie jest w dobrym smaku. Inna rzecz, że każda polityczna opcja, pragnie „przygarnąć” wybitnego poetę do swojego grona, albo go przynajmniej uczynić „jednym z naszych”. W związku z tym przykrawa się życiorys wybitnego człowieka do własnych politycznych potrzeb. Ukrywa się pewne jego wypowiedzi czy posunięcia z przyszłości, kiedy nie pasują do wyidealizowanego portretu.
Nie oglądam telewizji,
oglądam się za siebie.Rzeczywistość przemyka bramami
gdy środkiem maszerują
jedyne słuszne dzisiaj racje.Jutro przedefilują następne.
Można być spokojnym;
Vanish znakomicie wybieli co trzeba.Bezprzewodowo,
unikając zakłóceń,
łączę się z normalnością.Gdzieś jest.
(Codzienność)
W tym wierszu poeta prezentuje w krzywym zwierciadle telewizyjną wizję świata, uładzoną, gdzie najważniejsze są „jedynie słuszne racje”, która niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. W Polsce mamy telewizję państwową, więc „jedynie słuszne racje” zmieniają się w zależności od tego, która opcja „trzyma władzę”, jak to się przyjęło mówić. Również telewizje prywatne nie są u nas obiektywne, a nawet nie starają się nimi być, tylko popierają określone opcje światopoglądowe. Nieustanna medialna wojna domowa między partiami politycznymi, ciągłe awantury w studiach telewizyjnych, zaskakujące posunięcia polityków, sprawiają, że tęsknimy za normalnością. Powyższy wiersz, pełen ironii, jest karykaturalnym obrazem życia politycznego widzianego oczyma telewidza, któremu wzniosłe racje plączą się z reklamami środków wybielających.
W wierszu „Wiara czyni cuda”: poeta wyszydza demonizowane w mediach sondaże, badania i konsultacje, w których ginie człowiek, zatraca się indywidualność,
Jak dowodzą ostatnio sondaże,
Jestem całkiem szczęśliwym człowiekiem;
Wciąż z szansami na redukcję marzeń
I na kontakt z rozlanym już mlekiem.To normalne, że strzyka coś w kościach:
Na wybory, pogodę, zamiany,
Niedołężny w różnych subtelnościach
Jestem z lekka – przeterminowany.Ale jednak szczęśliwym być muszę;
Vox populi, vox Dei – jak mówią,
Mimo różnych konstrukcji naruszeń,
Dam się porwać rozmaitym preludiom.Lecz się martwię o dalsze badania,
W których giną odmienne ciut racje,
Granic szczęścia już nic nie przesłania
I za późno jest na konsultacje.
Wiersz szydzi z osławionych „sondaży” i „konsultacji społecznych”, które zazwyczaj były propagandową hucpą, medialnym cyrkiem partii rządzących, chcących mieć jakąś legitymację dla swoich poczynań. Sondażownie też są powiązane z partiami. To samo dotyczy „badań społecznych”, w których jak zwykle rację mają rządzący, Wiersz Kiczora jest subtelną kpiną i ironią z medialnych wizji polityków, którzy lubią przedstawiać Polskę jako kraj szczęśliwości, pod ich genialnymi rządami. Jest łagodną formą demaskacji medialnych manipulacji specjalistów od pijaru i od kształtowania poglądów ludzkiej zbiorowości, zwanej przez nich „elektoratem”.
Może najpełniej swoją irytację wyraził Kiczor w wierszu „Już czas”. Napisany jest bardzo prosto, satyrycznie, w znanej Kiczorowej konwencji. Tu już widać, że autorowi „puściły nerwy”, jak to się mówi i dał upust swoim niechęciom/.
Gdy coraz bardziej mi doskwiera
Złudna poprawność, relatywizm,
Gdy każą ciągle się przebierać,
Abym klakierem został czyimś,Zakrzyknąć muszę: Stop! Panowie!
Nie będzie tak, jakbyście chcieli.
Bo czuję od was zgniły powiew:
Hucpę, blagierstwo i orwellizm.Dość się tam w górze, namnożyło
Nieudaczników i frustratów;
Trzeba w tej sitwie zrobić wyłom
Na każdą dupę po sto batów.Wściekłość ogarnia, brak zachwytów,
Gdy nam szubrawiec i kanalia
Roztacza wizję dobrobytu
Świetlanej drogi – nowy wariant.Krzycząc donośnie i najprościej,
Będę gwałtowny protest krzewił,
By mnie nie uczył moralności
Obłudnik, szuja, dorobkiewicz.Ja protestuję. Nie pozwalam,
By byle dziwka i ladaco
Grzebiąc w historii, wciąż ją kalał
Licząc, że jeszcze mu zapłacą.Niechaj odpowie za przewiny,
Na jakimś placu – wobec tłumów,
Każda łachudra, oszust, cynik.
Czy wybaczymy? – Non possumus
Na zakończenie tego rozdziału chciałbym zacytować zdumiewający wiersz JSK pt. „Zarys”. Bardzo pasuje do naszych rozważań o Ojczyźnie i meandrach polityki. Złożony jest z paradoksów, bo mówi o nieobecności człowieka w domu, nie ma więc „dzień dobry i nie ma do widzenia, nie potrzebna dobranoc”. Bo tak już jest paradoksalnie, że po czy dom wie, że jest? Oczywiście dom jest domem, jeśli zamieszkują go ludzie. Inaczej nie jest świadom siebie. Jest to przejmujący opis bólu, tęsknoty, nieobecności właśnie braku.
I myślę, że dobrze podsumowuje on wcześniejszy rozdział będący pochwałą domu i dzisiejszy, mówiący o nieobecności…
w moim domu mieszka nieobecność
na stole cisza
czyta zamknięte listy
żółkną poupychane w szafach
wszystkie nasze dzienne sprawy
byłe
nie ma dzień dobry
nie ma do widzenia
niepotrzebne dobranoc
skurczyło się bezsennie na kanapie
nieobecność jest czasami ruchliwa
i wtedy skrzypią deski podłogowedom wie że jest
Cdn.